Do tego linki do dwóch fajnych filmików z youtube z batalii
Na 210 rocznicę bitwy pod Austerlitz szeregi licznych wojsk polskich zasiliło 11 żołnierzy Pułku 3-ciego, w tym dobosz. To było chyba najcieplejsze „zimowe” Austerlitz, nawet ok. 10 stopni C, w dniu batalii zupełnie czyste niebo i … ukazało się „słońce Austerlitz”.
Liczbę uczestników batalii można szacować na ok. 2000. Przed bitwą manewry i zgrywanie polskiego ok. 130 osobowego batalionu pod wymagającym okiem generała Olega Sokołowa. Pułk 3-ci był sekcją szóstą w 3-cim plutonie, obok nas stanęli koledzy z Pułku 8 i 18 XW. Podczas rekonstrukcji, Dywizji XW przypadła zaszczytna rola odgrywania najważniejszej siły ofensywnej batalii pod Austerlitz tj. dywizji Saint Hillaire’a z IV Korpusu. W pierwszej fazie batalii staliśmy w zagłębieniu terenu pod wzgórzem Santon, wsłuchani w odgłosy bitwy na równinie, ukryci przed wzrokiem Austriaków i Rosjan. Bębny naszych kilku doboszy warknęły i ruszyliśmy pod górę, pokrywając cały stok szeregami. Na równinie przed nami ukazało się kilka jednostek austriackich. Ruszyliśmy w lukę nieco w prawo od centrum. Przed nami równa linia biało-kremowych austriackich grenadierów wspomaganych przez pułk węgierski. Rozwinęliśmy się w linię. Na lewo od nas zajęła pozycję artyleria dywizyjna, dwie 6-funtówki, które rozpoczęły szybki ogień, armaty te towarzyszyły nam do końca batalii. Przyjemnie było oglądać sprawną robotę artylerzystów. Nasz równy i gęsty ogień batalionowy przez długi czas wstrzymywał Austriaków. Potem doszło do kilku starć wręcz, bo których następowała wymiana ogniowa. Stopniowo udawało się Austriaków spychać w lewo i częściowo oskrzydlać, powiększając lukę w linii w wroga. Generał Sokołow wyznaczał poszczególne plutony do szybkich ataków na wskazane miejsce. Większość sił wroga zostało wreszcie zmasowanych na naszym lewym skrzydle. Wykorzystując lukę zwróciliśmy się więc w prawo, flankując walczące tam jednostki rosyjskie. Moskale pojedynczo wymykali się z zamykającego się kotła. Nasz pluton ruszył pewnie na niewielki oddział Rosjan. Jednak tuż przed zwarciem zaskakująco zaatakowali nas Kozacy, zmuszając do tworzenia obronnego koła. Teraz Rosjanie próbowali nas zaatakować a z lewej flanki pojawili się ponownie Austriacy. Wzorem dywizji Saint Hillaire’a polski batalion ustawił się kształcie litery L, odpierając te koncentryczne ataki. Potem śladami naszych sławnych poprzedników sprzed 210 lat, kończąc „lwi skok Napoleona”, dalej skręciliśmy w prawo zamykając na stoku wzgórza Santon jednostki wroga. Austriacy ostrzelani z niewielkiego dystansu przez artylerię i otoczeni musieli się poddać. To zakończyło tą taktycznie ciekawie rozegraną batalię, w której dominowała dość zdyscyplinowana walka w dużych formacjach i walka ogniowa. Kawalerii na naszym skrzydle było niewiele, zresztą zgodnie z realiami. W oddali szarżowały jednak silne grupy kirasjerskie. Widoczny był brak większych formacji rosyjskich.
Tradycyjnie, w przededniu rekonstrukcji, odwiedziliśmy pole prawdziwej bitwy w grupie kilku żołnierzy. Tym razem, wybraliśmy marsz szlakiem dywizji Saint Hillaire’a. Początek marszu w Puntowicach, potem na przełaj przez gliniaste pola i jary doszliśmy do południowej części wioski Prace, w okolicach kościółka Św. Krzyża gdzie 10 pułk lekki oraz 14 i 36 liniowe rozbiły rosyjskie pułki apszeroński i nowgorodzki. Skręcając na południe weszliśmy na szczyt wzgórza Pratzen. Nasze plecaki, obok regulaminowej zawartości, mieściły też liczne książki i mapy służące nam za przewodnika oraz ubarwiające wspomnienia i analizy batalii. Na wzgórzu Pratzen dostąpił nas zaszczyt krótkiego „spotkania autorskiego” z Panem Olegiem Sokołowem, który złożył dedykację w swojej książce o bitwie. Lepszego miejsca na to na świecie nie ma. W muzeum bitwy zostaliśmy ugoszczeni jak VIP-y, pomimo utytłanych w błocie butów i kamaszy. Tam, wspaniale pokazana kampania 1805 i bitwa pod Austerlitz na prezentacjach multimedialnych w kolejnych, kameralnych salkach. Dynamiczny przekaz najważniejszej wiedzy oraz emocji na bazie impresji z filmu „Wojna i pokój”. Interesujące pozostałości z batalii. Muzeum zdecydowanie polecamy. Co ciekawe, częścią ekspozycji jest też historia rekonstrukcji batalii, poczynając od 1933r. Szukaliśmy siebie w gablotach poświęconych rekonstrukcji bitwy sprzed 10 lat. Cóż, bezkrwawo też tworzymy historię tego miejsca. Specjalnie dla nas otwarto odnawianą kaplicę Mohyla Miru. Wysłuchawszy ciekawego wykładu sprawdziliśmy też możliwość komunikacji szeptem; głos niesie się wzdłuż ścian kopuły. Potem powrót na mgliste pola Pratzen. Schodząc z Pratzen kierowaliśmy się na zamek w Sokolnicach, cały czas szlakiem wspomnianej dywizji. Zaskakujące było ukształtowanie terenu. To co z oddali i map wydaje się płaskim, łagodnym stokiem jest poprzecinane kilkoma dość głębokimi jarami mogącymi pomieścić pułk. Musiało to mieć znaczenie w czasie bitwy. Maszerujące oddziały pojawiały się a potem na kilkanaście minut znikały, idąc tym pofałdowanym terenem. Część masy maszerujących jednostek nie była więc widoczna od strony Sokolnic, co wizualnie mogło być bardzo mylące podczas zapadającego zmierzchu, w szarości dymu i porannej mgły. Zamek w Sokolnicach (miejsce zażartych walk) jest dziś … Domem Spokojnej Starości, ładnie odrestaurowany i w tym dniu dostępny, jak też sąsiadująca z nim Bażanciarnia. Kolejnym kluczowym punktem oporu i punktem zwrotnym naszej wyprawy był olbrzymi budynek spichlerza. Wracając wzdłuż muru Bażanciarni minęliśmy tablice pamiątkowe oznaczające pozycje armat broniących podejścia. Sam mur jest zbyt wysoki aby nad nim żołnierz mógł strzelać, lepszym rozwiązaniem było wybijanie w nim otworów. Mając w nogach 15 km, przy zapadającym zmierzchu wyrwaliśmy się z pętli czasu wracając do wieczornych, żołnierskich gawęd przy knedlach, smażonym serze i wybornym czeskim piwie.
Tą relację spisał starszy sierżant Włodzimierz Gurba
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz